Forum www.mikelandonphorum.fora.pl Strona Główna


www.mikelandonphorum.fora.pl
Forum fanów i wielbicieli cudownego aktora i człowieka - Michaela Landona
Odpowiedz do tematu
Temat na styczeń: Inne oblicze walki...
Micca
Administrator


Dołączył: 02 Kwi 2015
Posty: 1836
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stettin, West Pomerania

Niniejszym, oznajmiam, że nowa zabawa rozpoczyna się wraz ze styczniem! Od tej pory, co miesiąc umieszczać będę tutaj po jednym streszczeniu wybranego odcinka. Oczywiście, będą to odcinki typowo "Mike'owe" Very Happy Zainspirowała mnie do tego podobna zabawa istniejąca na BonanzaBrand. A jest ona korzystna dla tamtejszych forumowiczek, ponieważ, kiedy odcinki zostały obejrzane i przedyskutowane brakuje tematów do rozmów! W ten sposób, przypomnimy sobie każdy odcinek bez oglądania i będziemy gotowe, by porozmawiać o nim, tym razem w nieco inny sposób, niż dotąd. Jako aktualna pasjonatka psychologii, analizująca wszystko i wszystkich pod tym względem, chciałabym, żeby tutaj, ta zabawa nie składała się z przypadkowo wybranych na dany miesiąc odcinków. W tej zabawie, odcinki we wszystkich trzech serialach powiązane będą wspólnym motywem - jakimś uczuciem, sytuacją itp. Na styczeń, tym motywem jest Walka. Oczywiście w trzech różnych odsłonach Wink
W przypadku wybranego przeze mnie odcinka "Autostrady..." jest to walka o akceptację. Ten motyw został przedstawiony na tle bardziej przygnębiającego problemu. W odcinku możemy obserwować kilka rodzin, dzieci i młodych osób, które zmagają się z chorobą nowotworową. Ich sposoby radzenia sobie z bólem i strachem, ale nie tylko to. Gdyby tak było, tematem byłaby "walka o życie". Nie jest tak. Ten odcinek pokazuje grupę dzieci, które od swoich rodziców pragną tylko jednego - by zaakceptowali je takimi, jaki są. Bardzo ważny jest też, że w tym odcinku nie zmarło ani jedno dziecko, ale też żadne z nich nie doszło do zdrowia. Ich problemem nie była choroba, tylko przerażeni, czy uciekający dorośli, wyśmiewający się rówieśnicy i własna nieśmiałość. Jego tytuł brzmi "A Song for Jason", po polsku powinien on brzmieć "Piosenka dla Jasona". Odcinek nie do końca porusza problem choroby, bo poza opisami niektórych badań, czy metod leczenia, jest tam niemal wyłącznie obraz codziennego życia. Jonathan, który pojawia się tam jako wolontariusz nie ma za zadanie przyzwyczajać nikogo do myśli o śmierci, ale nakłonić rodziców do ponownej akceptacji ich dzieci. I jest wspaniały wśród nich. Zatem, zaczynamy z naszą "walką". Let's start! Rolling Eyes

~*~*~*~*~*~*~*~*~



Sezon 2, Odcinek 1 & 2
Data emisji: 18 & 25 września 1985 r.
Scenariusz: Dan Gordon
Reżyseria: Michael Landon





~*~*~*~*~*~*~*~*~

Jest kolejny spokojny dzień, gdy Mark i Jonathan pozostają w podróży. Dotarli właśnie do kolejnego, cichego miasteczka. Tym razem, ich rozmowa oscyluje wokół spożytego właśnie przez Marka posiłku. Słysząc z jego strony bolesny jęk, Jonathan zadaje mu pytanie:
Jonathan: Co się stało?
Mark: Gazy…
Jonathan: Nie mamy benzyny?
Mark: To ja mam wzdęcie.

Słysząc to, Jonathan wybucha śmiechem a Mark kontynuuje swoje narzekania:
Mark: Nie powinienem był jeść tego ostatniego burito…
Jonathan: Załatwiły cię dwa przedostatnie.



Mark: Bardzo śmieszne… Zresztą, co ty możesz wiedzieć o bólach pleców, wzdęciach…
Jonathan: Plecy też cię bolą?
Mark: Dzisiaj wszystko mnie boli.
Jonathan: Może nie powinieneś prowadzić?
Mark: Powinienem był wiedzieć, że nie zrozumiesz. Jak wytłumaczyć ból Aniołowi? Dobijasz trzydziestki i zaczynasz się sypać. Ech, młodym być… młodzi ludzie zupełnie tego nie doceniają.
Jonathan: Niektórzy doceniają.
Mark: Nie! A mają wszystko. Zdrowie, odporność, żadnych zaparć. To dla nich oczywiste. Nie wiedzą, co ich czeka. Jakie mamy zadanie?
Jonathan: Obóz „Dobra Zabawa”.
Mark: Obóz dla dzieci?!
Jonathan: Tak.
Mark: Wiesz, jak się czuję i wysyłasz mnie do hałaśliwych, niewdzięcznych, rozpuszczonych dzieciaków?!
Jonathan: Skąd wiesz, że są rozpuszczone?
Mark: Bo wiem. Czy ja jeździłem na obozy, jak byłem mały? Nie! Pracowałem na farmie u dziadka. Nie tak, jak dzieciaki dzisiaj. Nie wiedzą, co to ciężkie życie.
Jonathan: Te dzieci wiedzą.
Mark: Naprawdę?
Jonathan: Naprawdę. Chorują na raka.

W tej chwili, Mark posyła Jonathanowi przelotne spojrzenie i milknie. Traci nastrój do narzekania.



~*~*~*~*~*~*~*~*~



Jakiś czas później oboje podążają szpitalnym korytarzem. Oprowadzająca ich kobieta – wolontariuszka o imieniu Betty, informuje ich o właściwościach ich przyszłej pracy.
Betty: Macie świetne referencje. Można by pomyśleć, że jesteście aniołami.
Mark: To w połowie prawda.
Betty: Waszym zadaniem jest dotrzeć do dzieci, którym ten obóz przydałby się najbardziej. Opowiedzcie im o nim. Może uda wam się je namówić na wyjazd.
Mark: Jesteś z opieki społecznej?
Betty: Mój syn ma raka.




Pierwszym miejscem, które wolontariuszka pokazuje chłopcom jest sala, gdzie wykonywana jest radioterapia. Akurat przeprowadzany jest ten zabieg na jednym z małych pacjentów. Spokojnym głosem, Betty tłumaczy Markowi jak wygląda ten rodzaj leczenia:
Betty: Tutaj odbywa się radioterapia. Nie boli, chyba, że dziecko ma guza mózgu. Wtedy cierpi z powodu skutków ubocznych. Nudności i takich tam. Te znaki na jego twarzy, pokazują, gdzie dokładnie skierować promienie.



Mark obserwuje to z ponurym wyrazem twarzy. Jest bliski płaczu, jednak nie chce się do tego przyznać.
Mark: To jeszcze maleństwo…



Twarz Betty pochmurnieje. W tym momencie i ona zaczyna powstrzymywać łzy.
Betty: wszystkie dzieci tutaj, to maleństwa. Zwłaszcza, kiedy są twoje.



Następnym miejscem, które kobieta przestawia chłopcom są kabiny laminarne.
Betty: To kabiny z nawiewem laminarnym. Tu przebywają dzieci po przeszczepie szpiku, albo z białaczką. Te z podwyższonym ryzykiem. Najdrobniejsza infekcja może być dla nich śmiertelna. Stały przepływ powietrza uniemożliwia przenikanie bakterii z zewnątrz. Drzwi są otwarte, żeby nie czuły kompletnej izolacji.
Mark: Jak długo muszą tu być?
Betty: Trzy do czterech miesięcy. Czasem dziewięć a nawet rok.



Mark: Matki nie mogą ich nawet pocałować?
Betty: Nie mogą ich nawet dotknąć bez rękawiczek.

Tym razem, bliski płaczu Mark obserwuje matkę grającą z małym synem w warcaby. Kobieta ma na sobie fartuch i rękawiczki, ale nie przebywa z synem w tym samym pokoju. Znajduje się za osłoniętą folią ścianą…



Chwilę później, idąc korytarzem, Betty opowiada im o chłopcu, którym mają się zająć.
Betty: Mamy tu małego chłopca, Curtisa. Niedługo zacznie terapię. Ale, nie chce jechać na obóz. A jego mama protestuje bardziej, niż on.
Mark: Dlaczego?
Betty: Jest z nim w szpitalu od roku. Spędza tu szesnaście godzin na dobę.

Betty podprowadza chłopców do szyby, za którą znajduje się jedna z kabin laminarnych. Oboje dostrzegają tam małego chłopca bawiącego się z kobietą, osłoniętą fartuchem, maską i rękawiczkami. Mark obserwuje tę scenę poważnym wzrokiem. Nie chce mówić o swoich uczuciach, jednak wie, iż doskonale rozumie tę kobietę.
Mark: Trudno jej to mieć za złe…



Betty: Daleka jestem od tego. Kiedy mój syn wrócił do szkoły, przychodziłam tam trzy razy dziennie, żeby się upewnić, że żyje. Chodziłam z nim do łazienki. Bałam się go zostawić nawet na kilka minut. Wiem, co ona przeżywa.

Tym razem, kobieta zaczyna płakać w trakcie opowiadania. Z całej siły jednak powstrzymuje łzy.
Betty: Gdybyście go namówili na wyjazd, to byłby cud.



Przez chwilę, ani kobieta, ani Mark nie odzywają się do siebie. Zza szyby daje się słyszeć śmiech. Do Marka powoli zaczyna docierać, że to zadanie jest dla niego niewykonalne…



Te rozmyślania przerywa wołanie, które rozlega się nagle za plecami chłopców. Chwilę później, podchodzi do nich inna kobieta. Betty przedstawia ją, jako Cindy Meyerston – najmilszą pielęgniarkę w szpitalu. Poleca jej, by zaprowadziła Marka i Jonathana na piętro. Cindy oznajmia, iż właśnie szła na górę. Wobec tego, Betty z uśmiechem żegna się z chłopcami.



Chwilę później, Cindy pokazuje im salę zabaw usytuowaną na piętrze.
Cindy: Kiedy dzieci przychodzą do kliniki na badania i zabiegi, często muszą czekać na wyniki trzy do czterech godzin. Tutaj mogą pobawić się z innymi dziećmi. Betty może zaświadczyć – kiedy twoje dziecko ma raka, nawet jeśli jest w remisji, żyjesz od jednego badania krwi do następnego.



Tymczasem, Mark obserwuje nieprzytomnym wzrokiem bawiące się dzieci.





Wreszcie, dostrzega małą dziewczynkę ze strzykawką w rączkach. Dziecko wbija strzykawkę w szmacianą lalkę a na jego buzi odmalowuje się skupienie.



Mark przywołuje Cindy a na jego twarzy odmalowuje się przerażenie.
Mark: Dlaczego ta mała bawi się strzykawką?
Cindy: Robi punkcję kręgosłupa. To rodzaj psychoterapii. Nasze dzieci nie bawią się lalkami tak, jak dzieci zdrowe.
Mark: Miałem kiedyś robioną punkcję… do dziś ją pamiętam.
Cindy: Jej robią ją co miesiąc.



Mark: Czy te dzieci wiedzą, jak poważnie chorują?
Cindy: Pytasz, czy wiedzą, co to śmierć?
Mark: Chyba tak…
Cindy: Myślę, że wiedzą. Ale, nie sądzę, żeby się bały. Zwłaszcza te najmłodsze. Boją się choroby i bólu, ale chyba nie śmierci.
Mark: Jak to możliwe?




Cindy pochmurnieje. Spuszcza wzrok i wzdycha ciężko, kontynuując po chwili spokojnym głosem.
Cindy: Dwoje dzieci umierało na moich rękach. Wiesz, jakie były ich ostatnie słowa? „Zaopiekuj się mamusią i tatusiem… moim bratem i siostrą…”
Mark ponownie spogląda na bawiące się dzieci. Milczy przez chwilę, usiłując powstrzymać łzy.



Później oznajmia, że zaczeka na Jonathana na zewnątrz. Wybiega z sali a Jonathan odprowadza go smutnym spojrzeniem. Informuje Cindy, że wróci za chwilę i wychodzi z sali, zamierzając pocieszyć płaczącego Marka.



Odnajduje go na korytarzu. Zadaje mu pytanie, co się stało, na które Mark odpowiada:
Mark: Nie wiem, czy dam radę… Może tym razem, powinienem dać sobie spokój…
Jonathan: Dlaczego?
Mark: Dlaczego?! Rozejrzyj się! Spójrz na te dzieciaki. To nie dla mnie.

Później, Mark informuje Jonathana, że udaje się do sali telewizyjnej.



Jonathan ponownie odprowadza go wzrokiem, również bliski płaczu… Mark odchodzi, nie odwracając się a Jonathan wraca do sali zabaw.

~*~*~*~*~*~*~*~*~



Ostatnim miejscem, które Cindy przedstawia, tym razem jedynie Jonathanowi jest plac zabaw na szpitalnym patio. Jonathan chwali urządzenie placu. Jego wzrok przykuwa siedzący na murku chłopiec, który składa plastikowy model samolotu. Stwierdza, że to on będzie jego pierwszym „klientem”.
Cindy: To Jason. Jego nie musisz przekonywać do obozu.



Chwilę później, żegna się z Jonathanem i odchodzi. On tymczasem powoli zbliża się do chłopca. W rzeczywistości wie, że dziesięcioletni Jason Winner jest częścią jego zadania. Wita się z chłopcem i zadaje mu pytanie na temat obozu.
Jonathan: Cindy powiedziała mi, że bardzo lubisz jeździć na obozy.
Jason natychmiast potwierdza. Na jego buzi odmalowuje się szeroki uśmiech.
Jason: Jasne!
Jonathan: Mam za zadanie zachęcać dzieci do wyjazdu. Ale ja nigdy nie byłem na takim obozie. Co ci się tam najbardziej podoba?




Chłopiec zamyśla się na chwilę. Po chwili odpowiada łagodnym głosem.
Jason: podoba mi się to, że tam nie ma pewnych rzeczy… i, że są.



Jonathan: Czego nie ma?
Jason: Na obozie nikt ci nie dokucza. W szkole dzieciaki, zwłaszcza jeden taki, Timmy, ściąga mi ciągle czapkę, żeby zobaczyć, czy mam włosy. A na obozie dużo dzieci nie ma włosów i nikogo to nie obchodzi. Wszyscy się dobrze bawimy.



Jonathan: A co jeszcze ci się tam podoba?
Jason: Przyjeżdża tam mój przyjaciel.

Chłopiec sięga do kieszeni, skąd wydobywa fotografię. Podaje ją Jonathanowi.
Jason: Mieszka daleko i tylko tam się możemy spotkać.



Jonathan bierze od chłopca fotografię. Widnieje na niej uśmiechnięty Jason w towarzystwie innego chłopca. Trzymają wędki i kilka dużych ryb.
Jason: On się nazywa Jimmy Patterson. Zna się na różnych fajnych rzeczach.
Jonathan uśmiecha się z podziwem.
Jonathan: Całkiem duże ryby złapaliście!
Jason kiwa głową z uśmiechem pełnym dumy.
Jason: Ja to bym nic nie złapał, gdyby nie Jimmy. On często łowi ryby ze swoim tatą. Zna się na tym. Jimmy lubi też płatać figle dziewczynom. To naprawdę fajna zabawa.
Jason i Jonathan wybuchają krótkim śmiechem.
Jason: Zawsze fajnie się bawimy.



Jonathan: A czego nie lubisz?

Jason zamyśla się na chwilę. Potem, jego buzię rozjaśnia przebiegły uśmiech.



Jason: Jedyna rzecz, jakiej nie lubię, to kiedy obóz się kończy. Cały świat powinien być, jak takie kolonie. Zawsze.
W tej chwili, chłopiec poważnieje.



Jason: Nie lubię, jak inni się nade mną użalają. Bo ja bym chciał być taki zwyczajny, wiesz.



Jonathan potwierdza skinieniem głowy.
Jonathan: Wiem.

~*~*~*~*~*~*~*~*~

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Micca dnia Pon 22:46, 08 Lut 2016, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Temat na styczeń: Inne oblicze walki...
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)  
Strona 1 z 1  

  
  
 Odpowiedz do tematu